Każdego roku, w każdą rocznicę to przeżywam. Gdy pierwszy raz odwiedziłam NY, niespełna 10 miesięcy po tej wielkiej tragedii, okolice ground zero pełne były jeszcze zdjęć, koszulek, pamiątek po tych, dla których 11 września był ostatnim dniem w ich życiu.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Today, all hearts were with NY. From the morning I watched broadcasts of that day. We still remember.
Every year, every anniversary I'm experience this. When I first time visited NY, less than 10 months after this big tragedy, around ground zero were still full of photos, t-shirts, memorabilia of those for whom Sept. 11 was the last day of their lives.
NY'2002
Fot. me
NY'2011
Fot.me
Taak, świat na pewno się zmienił po zamachu, a "amerykański sen" legł w gruzach. Piękne sentymentalne zdjęcia. Kentak.
OdpowiedzUsuńmożna wiedzieć co umożliwia Ci tak częste wizyty w USA w NY ?
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
cudownie w tym niu jorku
OdpowiedzUsuńBywam tam często z miłości do tego miasta:)
OdpowiedzUsuńjestem tu od miesiąca i zaczynam kochać to miasto. A jeszcze całe 12 albo i 24 miesiące przede mną :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń...ny, ny...
OdpowiedzUsuńUwielbiam to miasto jak żadne inne na świecie. 9.11 memorialem - dniem poświęconym zwykle na przeglądaniu internetu w celu znalezienia materiałów dotyczących tamtego dnia. Nie wiem czy po to, żeby odświeżyć pamięć z tego dnia, czy sentymentalnie do życia przed atakami. To wydarzenie historyczne na zawsze zapisze mi się w pamięci jako dzień przemiany symbolu potęgi w symbol bólu i straty w ludziach.
Chodziłem wtedy do liceum. To był piękny, ciepły, bezchmurny wrześniowy dzień. Wracałem ze szkoły i dotarłem do domu zaraz po tym jak pierwsza wieża ucierpiała. Moja mama była w kuchni, a w pokoju gościnnym był włączony telewizor. Nieświadomy sytuacji kątem oka widziałem niezapomniany dziś obraz płonącej wieży przypominającej komin.
-co oglądasz? - zapytałem.
-nic. coś leci.
-coś płonie.
-tak, jakiś wypadek w budynku.
Zupełnie obojętnie zajrzałem do swojego pokoju, rzuciłem plecak i włączyłem komputer. Jednocześnie włączyłem telewizor czekając, aż komputer wykona swoje wszystkie operacje podczas odpalania. Pierwszy kanał, drugi...trzeci...wszędzie to samo. Na jedynym z nich pokazano powtórkę z poziomu ulicy, gdzie dokładnie było widać tzw. impakt.
-mamo, tam coś poważnego się stało. jakiś samolot wleciał w budynek. - zawołałem do mamy, która po chwili przyłączyła się do mnie.
-ale jak to tak, samolot? to pewnie jakiś mały.
To był moment, kiedy nie wiadome było co dokładnie wleciało i skąd. Parę chwil później wleciał drugi samolot. Byliśmy w szoku. Pojawiało się pełno pytań, we wiadomościach pojawił się kryzys informacyjny, wszyscy oglądali to jak zahipnotyzowani.
Dramat był przeokrutny. Wtedy człowiekowi nie było powiedziane, kto za tym stał, dlaczego, ani nic co by zbliżyło fakty, które wiemy dziś od dawna. W telewizji widzieliśmy spadających ludzi trzymających się za dłonie. Wiele z tych obrazów, które przypadkowo widzieliśmy są niedostępne ze względu na cenzurę. Spontaniczne momenty był w większości dramatyczne. Jednym z najcięższych dla mnie szczegółów z 9.11 był fakt, iż rozkaz dotyczył nie ruszania się z miejsc. Ludzie nie mogli opuszczać budynków ze względu na panujące niebezpieczeństwo, które tworzyły spadające elementy. Jak wiemy, wielu ludzi wyskakiwało z wyższych kondygnacji przez wysokie temperatury. Ci spadający tworzyli dodatkowe zagrożenie narażając wychodzących na zderzenie z wychodzącymi co miało miejsce i zostało oficjalnie potwierdzone. Z chwilą zawalenia się pierwszego budynku rozkaz naturalnie został zmieniony - nastąpiła masowa ucieczka. Nie odwróciło to jednak dramatu jaki spotkał ofiary z wieży, która jako pierwsza runęła w kilka sekund razem z przebywającymi w środku ofiarami.
Dla nas to dramat, część historii. Jednak do dziś przechodzi mnie dreszcz i popadam w rozpacz - jeżeli dla nas widok umierających, spadających ludzi był straszny...jakim był ten sam widok dla rodzin, żon, mężów, dzieci którzy dopatrywali się w nim swoich najukochańszych...?
Nikt nie musi kochać Ameryki za to jaka jest. Czasem agresywna, arogancka, samolubna. Można doszukiwać się spisków i przeróżnych scenariuszy. Dla mnie jest to przede wszystkim olbrzymia strata i ponad skalę możliwości wystawienie ludzi na próbę emocji.
['] za wszystkich tych co współtworzyli życie, które przeminęło razem z ich stratą.
no wiadomo..
OdpowiedzUsuńtylko że nie tak łatwo załatwić sobie wizę itp więc nie każdy może sobie na to pozwolić.
pozdr
Sandra
Wyrobienie sobie wizy wiąże się z masą papierkowej roboty,ale o ile nie masz rodziny ,która jest tam nielegalnie otrzymanie wizy NIE jest jakimś wielkim problemem.Mi właśnie się kończy moja 10 letnia wiza i właśnie ta biurokracja przeraza mnie najbardziej:(
OdpowiedzUsuń